poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 11 "...Cześć siostrzyczko..."

    Siedzieliśmy na przeciwko siebie i w milczeniu jedliśmy śniadanie przygotowane przez Louisa. Żadne z nas nie kwapiło się do rozmowy. sprzątnęłam po sobie brudne naczynia.
- Muszę jechać do szpitala- powiedziałam kończąc kawę.
- Jas usiądź na chwilę- poprosił mnie Louis. Grzecznie spełniłam jego prośbę.- Ta noc... To co się zdarzyło do niczego cię nie zobowiązuje. Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Możemy dalej się przyjaźnić.- Widziałam ból w jego oczach. Sama też mogłam stwierdzić, że ta noc zmieniła wszystko. Nie chciałam wracać do punktu wyjścia.
- Cofanie się jest nie w moim stylu. Daj mi kilka dni, poukładam sobie wszystko.- Wstałam z krzesła i ukucnęłam na przeciwko niego.- Ciągle łapię się na tym, że chcę więcej.
- Co cię powstrzymuje?
- Strach- odpowiedziałam.- Strach przed tym, że jak zażądam więcej stracę to co mam, że stracę ciebie.
- Czyli boimy się tego samego. 
    W jednej chwili znalazłam się na stole. Louis przyciskał mnie do drewnianego blatu i zachłannie całował.Nie byłam mu dłużna, oddawałam każdy pocałunek z taką samą żarliwością. Moje dłonie padały jego umięśniony tors. Zamknęłam oczy delektując się każdym dotknięciem, smakując doznania. Nie mogłam złapać oddechu, a moje serce biło z niewyobrażalną prędkością. Nagle drzwi mojego mieszkania się otworzyły. Oderwaliśmy się gwałtownie od siebie. Nadal leżąc na stole z niedowierzaniem patrzyłam na Lucasa stojącego na moim progu.
- Cześć siostrzyczko - powiedział wchodząc do środka. Swój wojskowy worek rzucił na podłogę. Wpadłam mu w ramiona.- No wiesz długo mnie nie było, ale myślałem, że masz inne zajęcie.
- Idiota- zupełnie zapomniałam o Louise.- Pieprzony idiota. wiesz jak ja się o ciebie martwiłam. Co ja tutaj przeżywałam?
- Na pewno dobry seks- zaśmiał się mój brat.
- Wiem, że żyjesz więc możesz już wyjść.- Odwróciłam się do niego plecami.- Na co czekasz?
- Jas nie miałem jak się odezwać. Wszystko ci wyjaśnię, ale najpierw ty mi przedstaw tego chłopaka.
- Jestem Louis.- Odezwał się mój przyjaciel.- Jasmine ja już pójdę. 
- Młody nie zapomnij ubrań.- To jedno zdanie rozładował całe napięcie.
- Ja muszę jechać do szpitala. Przyjechaliśmy moim autem, więc się odwiozę.- Odwróciłam się w stronę Lucasa.- A ty posadź swój tyłek i nigdzie go nie ruszaj do wieczora. Później się z tobą policzę. 
    Złapałam Louisa za rękę i poprowadziłam go do sypialni. Z jednej z szuflad wyjęłam mu t-shirt Lucasa, bo jego koszula była we krwi. Starałam się nie patrzeć jak zakłada ciuchy.
- Właściwie mamy jeszcze kilka minut.- Tym razem to ja zaatakowałam jego usta. Louis szybko zorientował się w nowej sytuacji. Złapał mnie za tyłek i podniósł do góry. Owinęłam nogi wokół jego pasa. Wplotłam palce w jego włosy przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Całowaliśmy się dopóki nie zabrakło nam oddechów.- Teraz ja idę się ubrać. - Z szafy wyjęłam jakieś ciuchy i zniknęłam w łazience.
    Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się w czarne rurki i beżową bluzkę z cekinami. Wysuszyłam włosy i na boso wróciłam do sypialni. Z szafy wyjęłam czarne botki na obcasie. Wzięłam jeszcze swoje dokumenty i czarny płaszcz.
- Możemy iść- odezwałam się do Louisa.
- Działasz jak błyskawica.
- Lata praktyki. Lubie sobie posapać, a do pracy muszę wstać o szóstej rano.- Uśmiechnęłam się do niego.
    Przemierzałam szpitalny korytarz, od ścian echem odbijały się stukot moich obcasów. Na swój dzisiejszy strój założyłam tylko biały fartuch. Teoretycznie miałam dzisiaj wolne. Zanim trafiłam do sali Harry'ego musiałam zajrzeć do dyżurki i sprawdzić jego badania.
- Wow- odezwała się Alex.- Ty jednak nosisz coś innego niż fartuch.
- Tak. Czy to aż takie dziwne?- Nie czekałam na jej odpowiedź tylko sięgnęłam po kartę Harry'ego.- Parametry w normie, wybudził się już- mruczałam pod nosem, a moja przyjaciółka kiwała głową potwierdzając moje słowa.
- Fachowa robota. Chłopak będzie żył.
- To dobrze. Nie lubię tracić pacjentów.- Stwierdziłam.- W moim gabinecie jest cała szuflada czekolady.- Alexandra była w szóstym miesiącu ciąży i czekoladę mogła jeść kilogramami.
- Kocham cię normalnie.
    Uśmiechnęłam się i wyszłam. Szybko trafiłam na OIOM. Zamieniłam parę słów z pielęgniarką i weszłam do sali Stylesa.
- Mam nadzieję, że nie napracowałam się na marne?- zapytałam.
- Chciałem rzucić, ale oni tak łatwo nie odpuszczają- powiedział słabo.
    Zanim zdążyłam cokolwiek mu odpowiedzieć, do sali wpadł Louis. Widziałam jego uśmiech, który pojawił się na ustach. Ze mnie przeniósł swoje spojrzenie na Harry'ego. 
- Ty głupi gówniarzu...- warknął, ale przed dalszą reprymendą powstrzymałam go wzrokiem.- Teraz tylko spróbuj wziąć, a sam poślę cię na tamten świat.
- Chcesz zepsuć moją koronkową robotę.- Wszyscy się roześmialiśmy. Harry z grymasem bólu złapał się za brzuch.- Daj spojrzę na rany.- Chłopak się nieco speszył.- Wiesz jestem lekarzem.


No i napisałam następny, chociaż nie wiem czy zasłużyliście. Ktoś to wogóle czyta?

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 10 "...Już dobrze..."

Louis
    Wróciłem do domu. Pisząc sms'y z Jas wszedłem po schodach. Lubiłem spędzać z nią czas, nawet te krótkie chwile między jej operacjami. Musiałem uważać, aby się w niej nie zakochać. Ledwo pozwoliła mi na przyjaźń. Na nic więcej z jej strony nie mogłem liczyć. Zdziwiły mnie przetwarte  drzwi. Wszedłem do środka. Zamarła patrząc na nieprzytomnego Harry'ego. Krew rozlewała się na jasnych panelach. Zatrzymałem się na chwilę, ale kolejny sms od Jas mnie obudził zadzwoniłem po pogotowie i wybrałem numer na pogotowie. Po rozmowie z sanitariuszami zadzwoniłem do Jasmine.
- Jas on się wykrwawia.- Mój głos drżał, a ręce miałem całe we krwi.
- Kto?
- No Harry. Znalazłem go.
- Zadzwoniłeś na pogotowie? Weź jakąś szmatę i przyłóż do rany. Mocno trzymaj, żeby się nie wykrwawił.- Zrobiłem jak kazała.
Jasmine
    Przyszykowałam wszystko na przyjazd karetki. Na izbę wjechały nosze. Spojrzała na Louisa, który szedł za sanitariuszami i podeszłam do Harry'ego, a ze mną reszta lekarzy. Louis stał bezradny na środku.
- Niech ktoś zaprowadzi go do mojego gabinetu- rozkazałem jednej ze stażystek.
    Dopiero teraz miałam okazję przyjrzeć się ranom chłopaka. Zamknęłam oczy próbując odgonić niechciane wspomnienia. Stałam nad nim niezdolna wykonać, żadnego ruchu.
- Może wezwę kogoś innego?- zapytała Alex.
- A jest ktoś lepszy niż ja?
    Weszłam do swojego gabinetu. Po dwunastu godzinach łatania wnętrzności Harry'ego jedyne o czym marzyłam to sen. Zapaliłam światło i na kanapie spostrzegłam Louisa. Z zamkniętymi oczami opierał się o poduszki na kanapie. Zupełnie o nim zapomniałam.
- Co z nim?- zapytał cicho.
- Połatałam go, ale nic więcej nie mogę powiedzieć. Wszystko się okaże.- Przysiadłam na brzegu biurka i wpatrywałam się w niebieskie oczy Louisa.- Mogę kazać komuś odwieźć cię do domu.- Na jeansowej koszuli malowała się wielka plama krwi.
- Jesteś samochodem?- Pokiwałam twierdząco głową.- Chodź odwiozę cię.- Złapał mnie za ręce i poprowadził w stronę drzwi.
- Ale ja...
- Powinnaś odpocząć, pójść spać i zjeść coś porządnego. Jesteś na nogach więcej niż 16 godzin.- Nie powiedziałam już nic tylko pozwoliłam się mu prowadzić. Usadził mnie na miejscu pasażera, a sam zajął miejsce kierowcy. Pojechaliśmy. Zaprowadził mnie pod same drzwi.
- Może napijesz się herbaty?- zapytałam podchodząc do zlewu w kuchni. Odkręciłam ciepłą wodę i zaczęłam myć ręce. Przymknęłam oczy i wspomnienia, z którymi tak długo walczyłam opanowały cały mój umysł. Próbowałam zmyć z rąk krew, której na pewno na nich nie było. Poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Okręciłam się w ramionach Louisa. Czoło oparłam o tors Louisa. 
- Już dobrze- powiedział cicho głaszcząc mnie po włosach.
- Nigdy nie będzie dobrze. To zawsze będzie we mnie. Za każdym razem kiedy trafia się taka osoba jak Harry i to wszystko wraca.
- Nie płacz, nikt nie jest wart twoich łez.- Podniosłam głowę do góry i spojrzałam w jego oczy. Utonęłam w tym jego oceanie.
- Chcę zapomnieć.
    Mój głos przypominał skrzek żaby, tak był zachrypnięty od płaczu. Louis pochylił się do przodu i w delikatnej pieszczocie pocałował mnie w usta.Od tak dawna nikt nie całował mnie w ten sposób. Moje serce stanęło, a w płucach zabrakło powietrza. Pozwoliłam prowadzić mu się w stronę sypialni. Drżącymi palcami odpinałam guziki poplamionej koszuli. Po kilku, jak dla mnie za długich chwilach, tkanina leżała na podłodze. Palcami badałam umięśniony tors chłopaka. Przez głowę zdjął ze mnie bawełnianą bluzkę z długim rękawem. Jego dłonie wędrowały wzdłuż mojego ciała. Złapał mnie w tali i gwałtownie przyciągnął do siebie. Czułam jego ciepły na swojej szyji. Przygryzł płatem mojego ucha. Jego dłonie powędrowały do brzegu niebieskich spodni. Kucał zsuwając z moich nóg niebieski materiał. Leżałam na łóżku i poddawałam się jego czułemu dotykowi. Czułam się jak rażona piorunem. Oddychałam z trudem próbując się otrząsnąć. Patrząc mi w oczy z największą delikatnością zagłębiał się w moim wnętrzu. Zbudził moje serce, które jak dotąd było uśpione.
    Obudziłam się sama, co było dla mnie szokiem. Nie wiem czemu chciałam obudzić się w jego ramionach. Wstałam z łóżka i z jednej z szuflad wyjęłam koszulkę Luca. Przeciągając się weszłam do kuchni. Ku memu zdziwieniu Louis w samych bokserkach stał przed kuchenką i coś gotował. Podeszłam do niego i objęłam go od tyłu.
- Dziękuję- szepnęłam.
- Nie ma sprawy.- Poczułam coś w głębi serca, patrząc w jego oczach. Jego spojrzenie było inne, bardziej czułe. Czułam, że ta jedna noc zmieniał między nami wszystko.

piątek, 8 listopada 2013

Rozdział 9 "...No weź uśmiechnij się..."

Jasmine
    Przechodziłam przez tłum imprezowiczów. Od głośnej muzyki bolała mnie już głowa. Dawno nie imprezowałam, zmieniłam się. Wolałam książki od głośnej muzyki. Teraz także mnie irytowała. Podeszłam do szklanych drzwi prowadzących na balkon. Złapałam za klamkę i wyszłam na zewnątrz. Dobrze, że alkohol rozgrzewa. O balustradę opierał się Harry. Palił i byłam w stu procentach pewna, że to nie są tylko papierosy. Przed chwilą kłócił się z Louisem. Ustałam obok niego. Patrząc w jego rozszerzone źrenice doskonale wiedziałam na czym polega problem.
- To nie pomaga- stwierdziłam.- Później jest jeszcze więcej problemów niż na początku.
- Skąd ty możesz wiedzieć? Nasza święta lekarka brała?
- Nie raczej patrzyłam jak to świństwo niszczy człowieka- odpowiedziałam, łamiąc swoją najświętszą zasadę, nigdy nie wracać do przeszłości.
- Nawet jakbym chciał z tym skończyć, nie mogę.- W jego głosie było słychać strach, jakby się bał, że to nie minie.
- Możesz. Jesteś na bardzo dobrej pozycji. Masz przyjaciół, którzy z chęcią ci pomogą.- Chciałam już odejść, bo było mi zimno.
- Oni mnie już przekreślili- stwierdził smutny.
- Nie prawda Harry.- Posłałam mu szeroki uśmiech i wróciłam do środka.- Masz jego, a on nie pozwoli ci się stoczyć.- Tych słów już nie usłyszał.
Lucas
    Szedłem już bardzo długo, słońce paliło niemiłosiernie. W oddali zobaczyłem samochód. Byłem na otwartej przestrzeni i nie miałem gdzie się ukryć. Żadnej broni, wyrok śmierci miałem już napisany. Pogodzony z własną śmiercią stawiałem krok za krokiem posuwając się na przód. Terenówka zatrzymała się przede mną.
- Ej ty mówisz po angielsku? - zapytał mnie jeden z nich.- Kim jesteś?
- Jestem starszym sierżantem brytyjskiej armii Lucas Black.- Jak umierać to tylko pod własnym nazwiskiem. Ku mojemu zdziwieniu obaj mi zasalutowali.
- Panie sierżancie szukamy pana od dawna. Proszę wsiadać.
    Jednak dotrzymam obietnicy. Z ulgą zająłem miejsce w samochodzie. Dostałem wodę. Nie wiedziałem gdzie ci dwaj mnie wiozą. Zatrzymali się w jakiejś bazie wojskowej. Zaprowadzili mnie do swojego przełożonego. Zasalutowałem przed oficerem.
- Proszę siadać, pokonał pan masę kilometrów.
- Moi ludzie? Co z nimi?
- Gdybym ja miał takich ludzi jak pan. Część jest już w Londynie. Brakowało nam pana i kaprala Stars.
- Kapral nie żyje.
- Wiemy. Mamy zamiar poinformować żonę.
- Czy ja mógłbym panie oficerze zrobić to sam? Obiecałem Matto... kapralowi, że to zrobię. Musiałem go zostawić, przynajmniej chcę dotrzymać obietnicy.
- Oczywiście. Zbada pana nasz lekarz. Za jakieś dwa tygodnie powinien pan być w domu.
Louis
    Siedzieliśmy w szpitalnym bufecie i piliśmy kawę. Na tylko tyle mogłem ją namówić. Siedziała na krześle  wzrokiem utkwionym gdzieś w ścianę popijała niesłodką kawę. Myślami była daleko od krzesła na którym siedziała. Smutek bił od niej na kilometr. 
- No weź uśmiechnij się-poprosiłem.
- Nie mam ochoty, ani żadnego powodu.
- Powiedz mi co się stało, może jakoś pomogę.- Zawahała się na chwile zanim cokolwiek powiedziała.
- Mój brat jest w wojsku, nie miałam od niego żadnych wiadomości. Nie odzywa się całe pół roku.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Jak nic pewnie niedługo stanie w twoich drzwiach.
- Mam nadzieję.- Ani trochę nie poprawił się jej humor.- Tak bardzo się o niego martwię.
- No już dobrze.- Wstałem ze swojego krzesła i podszedłem do Jas. Mocno ją przytuliłem. Miała w sobie tyle smutku, nikt chyba nie wycierpiał co ona. Odkrywałem kawałek po kawałku, próbując jakoś jej pomóc, wrócić jej szczęście.



Boże, ale długo mnie tutaj nie było. Czeka ktoś jeszcze na rozdział? Mam nadzieję, że tak. Jutro, a najpóźniej w niedzielę będę miała dla was niespodziankę.