czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 4 "... Czasem ci się zdarza..."

Jasmine 
Leżałam sobie na leżaku i zażywałam kąpieli słonecznej. Chłopaków wysłałam do sklepu nich się wykażą i zrobią zakupy sami. Musiało mi się przysnąć, bo później zostałam oblana wiadrem zimnej wody. Goniłam tych dwóch idiotów po całym domku. W końcu stwierdziłam, że nie będę się do nich odzywać. Zamknęłam się w sypialni i w ciszy malowałam w swoim szkicowniku. To mnie odprężało.
- Maleńka nie bądź na nas zła- poprosił Will pukając do drzwi.
- Mówiąc do niej maleńka nie pomożesz.- Luc doskonale wiedział, że tego nie lubię.- Ale wiesz może ty ją tak ładnie udobruchasz.
- Teraz to mi pozwalasz?
- To w dobrej wierze.
Rozbawiona wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Otworzyłam ja, a chłopacy spojrzeli na mnie czekając, aż coś powiem.
- Will dzisiaj śpisz u Lucasa, albo na kanapie.- Z powrotem je zamknęłam i wróciłam do swojego poprzedniego zajęcia.
Godzinę później zeszłam na dół bo zgłodniałam. W kuchni siedzieli chłopacy i o czymś zawzięcie dyskutowali.
- Co jest?- zapytałam jak zaczęli wlepiać we mnie gały.
- W mieście jest klub, dzisiaj jest wieczór karaoke. Może chcesz się wybrać?- zapytał Lucas.
- No chcę.
- To idź się wyszykuj.
Pobiegłam na górę. Wzięłam szybki prysznic. Z torby wyjęłam zwykły t-shirt  jakimś nadrukiem i obcisłe jeansy i wysokie szpilki. Mokre włosy wysuszyłam, tak że lekko się pokręciły. Zrobiłam sobie delikatny makijaż i zadowolona z efektu wyszłam z łazienki. Chłopaki czekali na mnie na dole. Myślałam, że ze śmiechu padnę widząc ich miny.  Samochodem Lucasa pojechaliśmy do klubu. Zajęliśmy jeden stolik.
- Luc zamów mi drinka.- Spojrzałam prosząco na mojego braciszka.
- Dobra małolato, ale ja z nim nie śpię.- Pokazała na Willa.
- Nie podejrzewałabym was o to, że sypiacie razem. - Zaśmiałam się głośno.
Byliśmy już po kilku drinkach, kiedy Will wciągnął mnie na scenę. Zachciało mu się śpiewać.


Ja:
Skarbie, jestem tak bardzo zakochana w Tobie
Masz to coś. Co mam na to poradzić?
Skarbie, kręcisz mnie
Ziemia się porusza, ale ja nie czuję gruntu
William:
Taka miłość
Zmienia faceta w niewolnika
Taka miłość
Wysyła człowieka prosto do grobu…
Razem:
Wiesz że szleję
Szaleję, szleję na twoim punkcie, kochanie
Szaleję, szaleję, szleję na twoim punkcie, kochanie
William:
Powiedz, że jesteś zakochana we mnie
Jestem tym jedynym, zobaczysz
Ja:
Powiedz mi, nie jestem smutna, 
Że nie marnuję mych uczuć do Ciebie
William:
Za każdym razem kiedy na Ciebie patrze 
Razem:
Moje serce podskakuje
Co mam zrobić?
Doprowadzasz mnie do szaleństwa
William:
Szaleństwa 
Razem:
W duszy mi szaleje
Wiesz że szleję
William
Szaleję 
Razem:
Skarbie myślenie o Tobie trzyma mnie przez całą noc 
Wiesz że szleję, szaleję, szleję na twoim punkcie, kochanie
Szaleję, szaleję, szleję na twoim punkcie, kochanie
 Przy akompaniamencie z oklasków zeszliśmy ze sceny. Wróciliśmy do stolika. Usiadłam Willowi na kolanach i kończyłam swojego drinka. 
- Ja to mam dobre pomysły- powiedział Luc.
- Czasem ci się zdarza.- stwiedziłam 



Krótki, ale mój braciszek za bardzo się leni, żeby za mnie przepisywać, ale zawsze to coś. Nie wiem kiedy następny, wiecie moją rączka nie pozwala. Mile widziane komentarze

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 3 "... Porozmawiajmy..."

Parę dni później
Jasmine
Pakowaliśmy nasze bagaże do samochodu. Ja i Lucas słabo się dogadywaliśmy. Znosiłam torbę kiedy spotkaliśmy się na schodach.
- Daj zniosę to- powiedział wyciągając rękę po mój bagaż.
- Nie trzeba- warknęłam.- Mógłbyś się ruszyć?- zapytałam patrząc na niego wyczekująco.
Mój brat ze smutną miną odsuną się na bok a ja zeszłam na dół. Podałam Willowi torbę, który włożył ją do swojego samochodu. Spojrzałam na niego pytająco bo mieliśmy jechać autem Luca.
- Pomyślałem, że weźmiemy dwa. Będzie bezpieczniej.
- Okej- zgodziłam się.- Możemy już jechać?- zapytałam opierając się o auto. Will podszedł do mnie i pochylił się nade mną. Musnął moje usta.
- Jasne kotku. Wsiadaj do samochodu ja zamienię słowo z Lucasem.
Przez przednią szybę patrzyłam jak rozmawiają. Byłam na niego zła, cholernie zła. Straciłam już rodziców i nie chciałam stracić jego. Will powiedział coś Lucasowi, poklepał po plecach i podszedł z powrotem do samochodu.
- To co jedziemy? - zapytał siadając za kierownicą.
- Oczywiście- zgodziłam się.
Ruszyliśmy spod domu. Za nami jechał Luc. Po jakiś dwóch godzinach Will zaparkował pod drewnianym domem. Wysiadłam z samochodu i rozprostowałam nogi.
- Myślałem, że to będzie biwak pod namiotami- zauważył Luc, który też już dojechał.
- Jak chcesz możesz spać pod namiotem. Ja potrzebuję normalnego łóżka i łazienki.
Wyjęłam klucze ze swojej torebki i wspięłam się po drewnianych schodach. Domek nie był ogromny, ale dla naszej trójki wystarczy. Dwie sypialnie, łazienki, mały salon i kuchnia. Czekały nas cudowne dwa tygodnie, jeżeli uda mi się nie zabić mojego brata.
Zeszłam po schodach na dół bo strasznie chciało mi się pić. Wszyscy już dawno spali. Tak przynajmniej myślałam. Na kanapie siedział Luc.Nie zwróciłam na niego uwagi. Poszłam do kuchni i nalałam sobie soku. Jak wracałam z powrotem do pokoju to napotkałam spojrzenie zielonych oczu mojego brata.
- Porozmawiajmy- poprosił po cichu.
Bez słowa podeszłam do kanapy i usiadłam na drugim jej końcu. Uparcie przyglądałam się swoim paznokciom u nóg byle tylko nie spojrzeć na swojego brata.
- Jasmine ja wiem, że jesteś zła, że się boisz. Ja chcę robić coś dobrego tak rodzice. Chcę komuś pomóc. Ty chcesz być lekarzem, ratować ludzi,  leczyć ich. Ja też chcę ich ratować.
- Czemu nie umiem być wściekła za to co chcesz zrobić?- zapytałam.
- Bo wiesz, że to słuszne.
Przytuliłam się do niego. Mój braciszek. Jedna z najważniejszych osób w moim życiu. Pocałował mnie w głowę tak jak zawsze.


Krótki i tak późno, ale nie mogłam znaleźć zeszytu w którym napisałam rozdział. Mam nadzieję że się nie gniewacie i rozdział chodź trochę się wam podobał. Mam zamiar się poprawić. Mile widziane komentarze i do następnego.