wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 2 "...Nie biorę..."


Jasmine
Spojrzałam na swoje odbicie i uśmiechnęłam się zadowolona. Różowa sukienka, do kolan, bez ramiączek z czarnym paskiem i czerwone szpilki. Nakręciłam sobie włosy i teraz układały się drobnymi loczkami wokół głowy. Wzięłam swoją torebkę i poszłam do pokoju Lucasa. Usłyszałam strzęp rozmowy.
- Mam jeszcze dwa miesiące.
- Na co?- zapytałam wchodząc. Żaden nie raczył mi odpowiedzieć.- Lucas na co masz dwa miesiące?- powtórzyłam pytanie.
- Jas nie wkurzaj się tylko. Zaciągnąłem się do wojska. Za dwa miesiące wyjeżdżam.
Czułam jak świat usuwa mi się spod nóg. Zamknęłam oczy i czekałam, aż któryś z nich wybuchnie śmiechem i powie, że to durny żart. Nic takiego się nie zdarzyło.
- Do wojska- powtórzyłam.- Dlaczego? Czemu chcesz mnie zostawić?
- Nie zostawia cię malutka.
- Przestań!! Wiesz dokładnie z czym się to wiąże. Misje, wojny. Zginiesz tak jak rodzice. Zostawisz mnie samą- powiedziałam ze łzami w oczach.- Nie zależy ci na mnie.
- Zależy. Jasmine jesteś moją siostrzyczką.
- To proszę cię zrezygnuj.
- Nie mogę. Jas nie powiesz mi, że nie myślałaś o wyjeździe do Somalii po skończeniu medycyny. Chcesz pracować w szpitalu rodziców i tam pomagać. Ja też chcę komuś pomóc.
- Nawet za cenę własnego życia?
- Nawet.  Jasmine proszę zrozum mnie.
- Nie mogę- warknęłam i wyszłam.
Zbiegłam po schodach naszego domu i później przez podjazd. Chodnikiem szłam w stronę cmentarza. Objęłam się ramionami bo było mi zimno. Nie miałam zamiaru zawracać. Dotarłam do celu. Patrzyłam na marmurowy nagrobek, na którym były wyryte imiona rodziców. Przypomniała sobie, przez jakie piekło prześlijmy z Lucasem od momentu, w którym dowiedzieliśmy się o porwaniu. Ciągłe siedzenie przy telefonie w nadziei, że telefon zadzwoni.
William
- Musiałeś zacząć ten temat- warknął na mnie zdenerwowany Lucas.
- Było powiedzieć jej wcześniej. Porozmawiać jak zastanawiałeś się, a nie po fakcie. Nie byłaby taka wściekła.
- A ty tak mówisz jej wszystko?- zapytał.
- Tak.
- A o ostatniej imprezie? Powiedziałeś jej że wziąłeś ekstazy?
- Nie- powiedziałam cicho.- To była jedna tabletka.
Lucas zaśmiał się głośno.
- Will, dla ciebie to była aż jedna tabletka- powiedział.
- O co ci znowu chodzi? Tak brałem kiedyś, ale nie mam zamiaru wrócić. Wyszedłem z tego.
- Wyszedłeś, wiem o tym. Możesz też wpaść z powrotem i nie wiem co na to Jas. Ona drugi raz nie będzie chciała tego przechodzić.
- Nie będzie musiała- podszedłem do niego. Dłonie zacisnąłem w pięści i ostatkami sił powstrzymywałem się, żeby mu nie przywalić.
- Jesteś rozdrażniony i masz masę energii.
- Nie biorę. Lepiej zajmij się swoimi sprawami, a nie pilnowaniem mnie.
Z oparcia krzesła wziąłem moją marynarkę i wyszedłem trzaskając drzwiami. Przeczesałem dłonią włosy, wyjąłem papierosa i poszedłem na cmentarz. Tam na pewno znajdę Jasmine. Nie myliłem się. Siedziała na ławce, naprzeciwko grobu swoich rodziców, trzęsąc się z zimna. Zdjąłem marynarkę, podszedłem do niej i okryłem jej nagie ramiona.
- Znowu paliłeś- powiedziała po cichu.
- To zostało z mojego starego życia. Nie umiem rzucić.
- Nawet dla mnie?
- Próbuję, ciągle próbuję kochanie. Jasmine nie bądź na niego zła.
- Nie jestem. Po prostu się boję o niego.
Spojrzała na mnie dużymi niebieskimi oczami. Czarne smugi miała na policzkach. Usiadłem obok i mocno ją przytuliłem. Ona była całym moim światem. Chciałem ochronić ją przed całym złem tego świata i nie tylko ja.
- Na bal jest już za późno, ale może gorąca czekolada u mnie?
- A bitą śmietanę masz?- zapytała delikatnie uśmiechając się.
- Tak. Co to za czekolada bez bitej śmietany.
Trzymając się za ręce poszliśmy do mnie. Mama siedziała w salonie i oglądała telewizje. Druga najważniejsza kobieta w moim życiu.
- Cześć dzieciaki.
- Dobry wieczór. Will ja pójdę do łazienki.
- Wiesz gdzie jest.
Dziewczyna przelotnie musnęła moje usta i poszła korytarzem do łazienki. Mama spojrzała na mnie pytająco. Zamiast odpowiedzieć poszedłem do kuchni robić gorącą czekoladę. Rodzicielka nie dała za wygraną i poszła za mną.
- Co się stało Jas?
- Luc powiedział jej, że idzie do wojska. Trochę się pokłócili- odpowiedziałem.
- Jednak nie zmienił?
- Nie zmienił- odpowiedziałem.
Do kuchni weszła Jasmine. Włosy zebrała w kucyk, na policzkach nie został nawet najmniejszy ślad czarnych smug. Uśmiechała się delikatnie. Boże jak ja kocham tą dziewczynę.
- Dzieciaki może wy głodni jesteście?- zapytała mama, a uśmiech mojej dziewczyny zrobił się szerszy.
- Czyta mi pani w myślach.
- Skarbie ile razy mam powtarzać ci, żebyś mówiła mi po imieniu.
- Nie mogę się przyzwyczaić Marii.
- Odgrzeję wam obiad.
Dziesięć minut później siedzieliśmy przy stole i jedliśmy kurczaka. Po zjedzonym posiłku poszliśmy do mnie do pokoju. Jas siedziała na łóżku z kubkiem gorącej czekolady w ręku. Usiadłem obok niej i palcem starłem odrobinę bitej śmietany z jej ust.
- Słodka jesteś- powiedziałem.
- To przez bitą śmietanę- stwierdziła poważnie.
Oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem. Przybliżyła się do mnie i najpierw patrząc mi w oczy delikatnie pocałowała. Odwzajemniłem pocałunek sadzając ją sobie na kolanach. Jęknąłem kiedy pogłębiła pieszczotę. Odsunąłem ją od siebie i spojrzałem w niebieskie oczy pociemniałe z pożądania.
- Nie chcę, żeby robiła coś, bo jesteś wkurzona na Lucasa.
- Nie robię tego ze względu na niego tylko dlatego, że cię kocham.
Połączyłem nasze usta w pocałunku, najpierw tylko delikatnie ich dotykając. Ułożyłem dziewczynę pod sobą i coraz zachłanniej ją całowałem. Jas zaczęła odpinać guziki mojej koszuli. Teraz ona górowała. Siedziała na mnie okrakiem i dłońmi badała mój tors.
Jasmine
Obudziłam się wtulona w nagą pierś Williama. Uśmiechałam się na samo wspomnienie wczorajszej nocy. Nie mogąc się powstrzymać podniosłam się na łokciach i tylko delikatnie musnęłam jego usta.  Will złapał moją twarz w swoje dłonie i pogłębił nasz pocałunek.
- Nie masz jeszcze dość?- zapytałam śmiejąc się.
- Ciebie kochanie. Nigdy- pocałował mnie jeszcze raz.
- Muszę do łazienki- powiedziałam odrywając się od niego.
- Ja cię nie trzymam.
Wyplątałam się z jego objęć i wstałam z łóżka. Z ziemi podniosłam jego koszulę i założyłam ją na siebie. Zapinając drobne guziczki wyszłam z jego pokoju. Na palcach przemierzałam korytarz, ale musiałam wpaść na jego tatę.
- Dzień dobry Jasmine- powiedział.
- Dzień dobry panu- przywitałam się. Mężczyzna spojrzał na mnie lekko zdziwiony, Na moją twarz wpłyną rumienić, miał on prawo być zdziwiony, na sobie miałam tylko koszulę jego syna.
- Noc musiała być udana- powiedział i odszedł.
Szybko pobiegłam do łazienki, żeby przypadkiem nie spotkać jeszcze jego mamy. Zrobiłam to co musiałam. Opłukałam twarz i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Włosy miałam roztrzepane przez palce Willa, oczy się śmiały, a na ustach miałam głupawy uśmiech. Winna o ostatniej nocy malowała się na mojej twarzy, ale jak tu się nie szczerzyć jak głupia, kiedy przeżyłam najwspanialszą noc w życiu. Opłukałam jeszcze raz twarz i wróciłam do pokoju Willa.
- Spotkałam twojego tatę-powiedziałam.
- No i co?
- Will spójrz na mnie.
- Ciągle patrzę i nadal się zachwycam-  stwierdził.
- William, właśnie ubrana tylko w twoją koszulę, z tą piękną fryzurą spotkałam twojego tatę. Stwierdził, że noc musiała być udana.
- Miał rację- chodź tu do mnie.- wyciągnął w moim kierunku rękę. Złapałam ją i usiadłam na łóżku.- Jesteśmy dorośli i to była kwestia czasu.
- To zabrzmiało jakbyś chciał zaciągnąć mnie do łóżka.
- Nadal mam taką ochotę- stwierdził z uśmiechem.
- Will.
- No co? To nie moja wina, że tak na mnie działasz. Jesteś najpiękniejsza- powiedział między pocałunkami.
- Dobra dość tego, schodźcie na śniadanie.- Za drzwiami usłyszeliśmy najpierw pukanie, później głos Marii.
- Za chwilę mamo.
Wstałam z łóżka i z jednej z szuflad wyjęłam swoją sukienkę. Jak dobrze, że zostawiłam tutaj parę rzeczy. Z ciuchami poszłam z powrotem do łazienki. Wzięłam prysznic ubrałam się w białą koronkową sukienkę z czarnym paskiem. Jak zeszłam na dół w jadalni był już Will i to całkowicie ubrany.
- Co powiesz na spacer?- zapytał.
- Daj dziewczynie zjeść. Wymęczyłeś ją w nocy i nie dasz spokojnie zjeść śniadania.- Czułam jak moja twarz czerwienieje. Usiadłam przy stole obok Willa.
- Spacer to dobry pomysł- powiedziałam nakładając sobie kanapkę na talerz.
- Ja tylko takie mam.
- Ależ ty jesteś skromny.- Walnęłam go w ramię.
Po śniadaniu najpierw pozmywaliśmy, później poszliśmy na spacer do lasu. Will wziął aparat. Nie darował i zrobił mi kilka zdjęć.  Doszliśmy nad nasze jeziorko. Usiedliśmy na pomoście i w milczeniu patrzyliśmy na kaczki.
- Jas są wakacje i może pojechalibyśmy na jakiś biwak?
- Dobre.  To super pomysł. Może tam gdzie byliśmy w tamtym roku.
- We dwoje, czy we troje?
- Możemy wziąć, ze sobą Luca- zgodziłam się niechętnie.
- Nadal jesteś na niego zła.
- Tylko troszeczkę. Niedługo mi przejdzie.
Znowu siedzieliśmy w milczeniu, żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Nogi moczyłam w wodzie. Siedzieliśmy tak dopóki nie złapał nas deszcz.




No i w końcu mam internet. Chyba na dobre mi to wyszło. Może oprócz tej piątkowej imprezy. Dobra ja się zamykam. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 1 "...Lucas mnie zabije..."

Jasmine
Z zadowoleniem spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Biała sukienka do kolan, czarne rajstopy i wysokie czarne szpilki <klik>. Ciemne włosy były zebrane w warkocz. Za ładną buzią krył się także nie mały intelekt. Jako jedyna siedemnastolatka zdałam już maturę i wybierałam się na studia medyczne. Uniwersytet Nauk Medycznych w Londynie to tam chciałam być, ale to dopiero za rok.
- Bo narcyzmu się nabawisz- powiedział mój brat.
Spojrzałam na niego, brązowe włosy postawione do góry, zielone oczy. Pognieciona koszula i jeansy. 
- Boże jak ty wyglądasz- jęknęłam.
- Normalnie.
- Nie umiesz obsługiwać żelazka, czy coś?
- Umiem- stwierdził
- To skorzystaj z tej umiejętności i idź sobie wyprasuj koszulę.
- Po co?
- Bo za godzinę będziesz występował przed szkołą Lucas.
- Matko, ale marudzisz.
Ze smętną miną wyszedł z mojego pokoju. Z kosmetyczki wyjęłam kredkę do oczu i maskarę. Ustałam z powrotem przed lustrem i zaczęłam się malować. Zdążyłam tylko odłożyć rzeczy na swoje miejsce, kiedy ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju.
- Proszę- powiedziałam.
Do pokoju wszedł ciemnowłosy chłopak, jak zwykle nienagannie ubrany. Posłał mi szeroki uśmiech, przemierzył cały pokój i porwał mnie w ramiona. Will delikatnie mnie pocałował.  Moje serce zabiło szybciej tak jak za pierwszym razem. Nadal pamiętałam tę magiczną chwilę, która ciągle wywoływała uśmiech na mojej twarzy.
~~*~~
Trzymając Willa za rękę ciągnęłam go w kierunku auli. Otworzyłam drzwi i od razu skierowałam się na scenę. Przyjaciel ze śmiechem szedł za mną.
- Taka mała, a ma tyle siły.
- Cicho siedź- pogroziłam mu, ale wiedziałam, że na mojej twarzy znajduje się uśmiech. Tak jak zawsze przy Willu.- Obiecałeś mi pomóc.
- Tak wiem i już cierpię. Spędzanie czasu z małolatą.
- Will- położyłam ręce na biodrach.
- Wiesz, że cię kocham malutka.
Poczochrał mnie po włosach. Malutka, jak ja nienawidzę tego określenia. Dla niego zawsze będę młodszą siostrą jego przyjaciela. Oprócz nas na scenie byli już inni. Wzięłam karki i jedną podałam dla Willa. Zaczęli grać, a ja czekałam na moment, w którym miałam zacząć śpiewać.


Dzień w którym się poznaliśmy,
zastygłam w bezruchu, wstrzymując swój oddech
od samego początku wiedziałam,
że znalazłam dom dla mojego serca..
Ale patrząc na ciebie stojącego samotnie
Cała moja wątpliwość nagle jakoś znika
Jeden krok bliżej
Umierałam każdego dnia, czekając na ciebie
Kochanie, nie bój się, kochałam cię
Przez tysiąc lat
Będę cię kochała przez następny tysiąc
Czas stoi w miejscu
Piękno we wszystkim czym ona jest
Każdy oddech
Każda godzina prowadziła do tego
Jeden krok bliżej
Umierałam każdego dnia, czekając na ciebie
Kochanie, nie bój się, kochałam cię
Przez tysiąc lat
Będę cię kochała przez następny tysiąc
I przez cały czas wierzyłam, że Cię znajdę
Czas przyniósł mi twoje serce
Kochałam cię przez tysiąc lat
Będę cię kochać przez następny
Będę cię kochać
Tysiąc lat
Mmmm, mmmm..

Patrzyłam w jego ciemne oczy oczarowana. Odgarnął mi z twarzy kosmyk włosów, pochylił się i delikatnie pocałował mnie w usta. Na pewno nie był to przyjacielski pocałunek.
- Lucas mnie zabije, ale za bardzo mi na tobie zależy żeby dalej udawać. Pokochałem cię, ale nie jak siostrę.
- To dobrze, bo ja na pewno nie mam zamiaru całować brata. 
Wspięłam się na palce i musnęłam jego wargi. Will odwzajemnił pocałunek łapiąc moją twarz w dłonie.
~~*~~
Z moich wspomnień wyrwał mnie jeszcze jeden pocałunek i zachrypnięty głos Willa.
- Dzień dobry- powiedział.
- Dziwny zwyczaj najpierw całujesz, za później się witasz.
- Stosuję go tylko względem ciebie. 
- I bardzo dobrze.
Stałam z rękoma zaplecionymi na jego karku. William trzymał ręce na mojej tali. Uśmiechał się do mnie szeroko.
- Dobrze, że w tym roku nie jedziesz do Londynu. Zwariowałbym z tęsknoty.
- W tym roku nie jadę, ale za rok mam zamiar.
- Wiem.- Uśmiech na jego ustach zgasł.- Gdzie Lucas?
- Prasuje sobie koszulę- odpowiedziałam.
- Chcę to zobaczyć.
Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę pokoju obok. Podświadomie czułam, że coś jest nie tak. Will rzadko unikał tematów. Z moich myśli wyrwał mnie śmiech mojego chłopaka.
- Ponoć umiesz prasować- zauważyłam.
- Noo umiem.- Idiota nawet nie podłączył żelazka do prądu.
- O Jezu daj mi to.
Zabrałam mu żelazko oraz koszulę i zaczęłam prasować. Chwilę później podałam mu nienagannie wyprasowaną koszulę.
- Kto tu się kim opiekuje?- zapytałam i nie czekając na odpowiedź  wyszłam z pokoju.
Wzięłam swoją torebkę oraz czarny sweterek i czekałam na chłopaków na dole. Moi dwaj najlepsi przyjaciele. Chłopak i brat. Luc był moją jedyną rodziną, a ja jego. Nasi rodzice zginęli w somali oboje byli lekarzami. Zginęli na misji. Pokręciłam głową odganiając niechciane wspomnienia.
- Ruszcie te swoje zgrabne tyłki- rozkazałam.
Oboje zaczęli się głupkowato uśmiechać. Boże zadaje się z idiotami.
- Patrz Luc mamy zgrabne tyłki.
- No, a jakże by inaczej.
William usiadł obok mnie na tylnym siedzeniu. Wziął moją rękę w swoje dłonie i zaczął się bawić moimi palcami.
- Tutaj za parę lat będzie moja obrączka- wskazał na odpowiedni palec.
- Ależ wy jesteście słodcy- zauważył Luc.
- Jak się zakochasz to też taki będziesz.
- Boże broń- stwierdził.
Oboje z Willem zaczęliśmy się śmiać. Lucas i jego podejście do miłości.
- Z kim idziesz na bal?
- Z Adrianą- odpowiedział.
- To ta co jadła u nas ostatnio śniadanie?
- Nie to byłą Viki.
- Zgubiłam się. Jak ty zapamiętujesz je wszystkie?
- Tak jak ty anatomie człowieka. Chociaż ty masz żywy okaz i łatwiej jest ci się uczyć.
Moją twarz pokrył szkarłatny rumieniec. Na to nic nie mogę poradzić i rumienię się praktycznie non stop. Will pocałował mnie w policzek, później w ustach. Wredny Lucas musiał nam to przerwać.
- Nie miziać mi się na tylnym siedzeniu.
- Cicho siedź- rozkazałam. Teraz bardziej skupiałam się na ustach Willa wędrujących po mojej szyji.
William
Jasmine poszła do szkoły, a ja zostałem z Lucasem. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i zapaliłem jednego.
- Will próbuję się przyzwyczaić do myśli, że zaciągnąłeś moją małą siostrzyczkę do łóżka, więc błagam nie utrudniaj mi tego bardziej.
- Co zrobiłem?Luc nie zaciągnąłem jej do łóżka, możesz być spokojny.- Poklepałem kumpla po plecach.
- Jesteście razem od roku.
- Co to ma do tego? Lucas może następnym razem pytaj, a nie się domyślasz. Strasznie ci to wychodzi.
- Wyobrażasz sobie. Podchodzę do ciebie i pytam : Spałeś z Jas? A później daję ci w gębę.
- Musisz się przyzwyczaić do myśli, że ona dorosła.
- Chłopaki idziecie?
W drzwiach szkoły pojawiła się Jasmine. Ręce założyła na biodrach i z pogardę patrzyła na papierosa w moim ręku. Widząc jej minę rzuciłem go od razu na ziemię. Luc zaczął się śmiać.
- Boisz się jej?- bardziej stwierdził niż zapytał.
- Nie.
- Ta jasne. Will boisz się jej.
- Nieprawda.
Razem poszliśmy w kierunku budynku szkoły. Złapałem Jas za rękę i skierowaliśmy się na salę gimnastyczną. Moja dziewczyna stała przed całą szkołą i wygłaszała przemówienie. Emanowała od niej pewność siebie, tłum wcale jej nie peszył. Biłem brawo razem z resztą szkoły, tak samo oczarowany. Teraz przyszła nasza kolej. Lucas przy pianinie ja przy mikrofonie. Czas zacząć zabawę.


Możesz być najwspanialszy
Możesz być najlepszy
Możesz być king kongiem, bijącym się po klatce piersiowej
Możesz pobić świat
Możesz wygrać wojnę
Możesz rozmawiać z Bogiem, iść walić w jego drzwi
Możesz wyrzucić w górę swoje ręce
Możesz wygrać walkę z czasem*
Możesz przenosić góry
Możesz rozbijać kamienie
Możesz być mistrzem
Nie czekaj na szczęście
Poświęć się, a odnajdziesz siebie
Stojącego w sali sławy
I świat będzie znał Twoje imię
Bo palisz się najjaśniejszym płomieniem
I świat będzie znał Twoje imię
I będziesz na ścianach sali sławy
Możesz przejść odległość
Możesz przebiec milę
Możesz przejść przez piekło z uśmiechem na twarzy
Możesz być bohaterem
Możesz zdobyć złoto
Bijąc wszystkie te rekordy, które były uznawane za nie do pobicia
Zrób to dla swoich ludzi
Zrób to dla swojej dumy
Jak kiedykolwiek się dowiesz, jeśli nigdy nawet nie spróbujesz?
Zrób to dla swojego kraju
Zrób to dla swojego nazwiska
Ponieważ nadejdzie dzień
W którym będziesz
Stał w sali sławy
I świat będzie znał Twoje imię
Bo palisz się najjaśniejszym płomieniem
I świat będzie znał Twoje imię
I będziesz na ścianach sali sławy
Bądź mistrzem 
Na ścianach w sali chwały
Bądźcie studentami
Bądźcie nauczycielami
Bądźcie politykami
Bądźcie pastorami
Bądźcie wierzącymi
Bądźcie przywódcami
Bądźcie astronautami
Bądźcie mistrzami
Bądźcie poszukiwaczami prawdy
Bądźcie studentami
Bądźcie nauczycielami
Bądźcie politykami
Bądźcie pastorami
Bądźcie wierzącymi
Bądźcie przywódcami
Bądźcie astronautami
Bądźcie mistrzami
Stojącymi w sali sławy
I świat będzie znał wasze imię
Bo palicie się najjaśniejszym płomieniem
A świat będzie znał wasze imię
I będziecie na ścianach w sali sławy
(Możesz być mistrzem)
Możesz być największy
(Możesz być mistrzem)
Możesz być najlepszy
(Możesz być mistrzem)
Możesz być king kongiem, bijącym się po klatce piersiowej
(Możesz być mistrzem)
Możesz zdobyć świat
(Możesz być mistrzem)
Możesz wygrać wojnę
(Możesz być mistrzem)
Możesz rozmawiać z Bogiem, iść walić w jego drzwi
(Możesz być mistrzem)
Możesz podnieść w górę swoje ręce
(Możesz być mistrzem)
Możesz wygrać walkę z czasem
(Możesz być mistrzem)
Możesz przenosić góry
(Możesz być mistrzem)
Możesz rozbijać kamienie
(Możesz być mistrzem)
Możesz być mistrzem
(Możesz być mistrzem)
Nie czekaj na szczęście
(Możesz być mistrzem)
Poświęć się, a uda Ci się odnaleźć siebie
(Możesz być mistrzem)
Stojącego w sali sławy

Brawom nie było końca. Widziałem jak Jasmine idzie w moją stronę. Złapałem ją w tali i zachłannie wpiłem się w jej usta. Całowałem się z nią na oczach całej szkoły. Co tam raz się żyje. Oparłem czoło o jej czoło.
- Kocham cię- powiedziałem szeptem.
- Ja ciebie też.
Dostaliśmy świadectwa i wróciliśmy do domu. Trzeb było się szykować na bal. Jasmine od razu zamknęła się w pokoju.
- Ty na prawdę nie umiesz prasować- powiedziałem do Lucasa obserwują jak męczy się z urządzeniem.
- Zawsze ktoś to za mnie robił. 
- To widać- wziąłem od niego żelazko.- Powiedziałeś jej, że się zaciągnąłeś?
- Jeszcze nie. Wiesz rozpęta się piekło jak jej powiem, Mam jeszcze dwa miesiące.
- Na co?- W drzwiach pojawiła się Jasmine.

No i jest pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się wam podobał i się nie zanudziliście. Mile widziane komentarze i do następnego.