Jasmine
Lucas od dwóch miesięcy jest w wojsku. Często rozmawiamy przesz Skype. Ja od miesiąca chodzę na uczelnię. Bardzo się z tego cieszę. Z Will'em dzieje się coś niedobrego. Podejrzewam najgorsze. Chciałam wierzyć, że to tylko moje wyobraźnia, ale co raz dostawałam nowe dowody. Mój chłopak zrobił się nadpobudliwy, ciągle był rozdrażniony, a nawet agresywny.
Siedziałam na swoim łóżku i płakałam po kolejnej kłótni. Z dnia na dzień bałam się go coraz bardziej. Drzwi mojego pokoju się otworzyły. William podszedł do łóżka, na którym siedziałam. Przerażona przesunęłam się w sam kont.
- Maleńka przepraszam- powiedział cicho.
- Will zwykłe przepraszam nie pomoże. To znowu się dzieje.
- Co takiego?
- Nie udawaj. Ja to widzę. Ty znowu bierzesz. Jesteś taki sam jak wtedy.
- Przepraszam- powiedział i wyszedł.
Przytuliłam się do poduszki i zaniosłam się jeszcze głośniejszym płaczem. To wszystko było nie tak.
GRUDZIEŃ
Od dwóch miesięcy nie maiłam żadnych wiadomości od Williama. Starałam się funkcjonować normalnie. Właśnie wracałam ze świątecznych zakupów. kiedy rozdzwoniła się moja komórka. Byłam pewna, że to Lucas bo czekał na mnie w domu. Zdziwiona przez kilka chwil wpatrywałam się w zdjęcie i imię na ekranie. Drżącymi palcami odebrałam telefon.
- Will- powiedziałam.
- Jeżeli chcesz jeszcze zobaczyć swojego kochasia to przyjdź za godzinę do starej fabryki przy cmentarzu- usłyszałam nieznajomy szorstki głos.
Lucas zaparkowała przy cmentarzu. Uparł się, że pojedzie ze mną. Powoli szliśmy w stronę fabryki. Byliśmy już praktycznie na miejscu kiedy znowu zadzwoniła moja komórka.
- Naciesz się jego widokiem.- Tylko tyle powiedział zanim się rozłączył.
Spojrzałam w kierunku fabryki i zobaczyłam Willa. Zaczęłam biec. Przed fabryką pojawił się jeszcze ktoś. Usłyszałam strzał. Chciałam biec jeszcze szybciej, ale Luc złapała mnie w tali i trzymał. Próbowałam się wyrwać. Krzyczałam i biłam go pięściami.
- Puść mnie!!- Usłyszałam kolejny strzał, a później odjeżdżający samochód.
Uścisk Lucasa się rozluźnił. Wyrwałam się i pobiegłam w tamtą stronę. Leżał na ziemi. Krew plamiła na szkarłatno śnieg. Klęczałam na ziemi próbując zatamować krwotok. Podniósł dłoń i dotknął mojego policzka zostawiając na nim ślad krwi.
- Mój anioł- powiedział słabo. Chciałem z tego wyjść. Dać nam jeszcze jedną szansę.
- Będą miliony szans.
- Nie będzie. To przegrana sprawa.
- Nic ci nie będzie. Zaraz przyjedzie karetka.
- Kocham cię.
Zamknął oczy, a jego klatka piersiowa unosiła się coraz wolniej. Dłoń, która ciągle dotykała mojego policzka bezwładnie opadła na zimny śnieg.
- Will nie możesz mi tego zrobić- powiedziałam uciskając jego klatkę piersiową.
Przyjechała karetka. Lucas siłą odciągnął mnie od ukochanego. Patrzyłam jak sanitariusze wykonują te sam czynności co ja przed chwilą.
Nie wiem jakim sposobem wróciłam do domu i jak znalazłam się pod prysznicem. Nie wiedziałam co się dzieje wokół mnie. Patrzyłam jak krew wraz z wodą spływa po moim ciele
Otworzyłam oczy i spojrzała na swoje nagie ciało, nie było na nim ani śladu krwi. Zakręciłam gorąca wodę i wyszłam z kabiny. Owinęłam się ręcznikiem.
- Jasmine miałaś do tego nie wracać- powiedziałam do siebie.- To było dawno. Nie wracaj do tego piekła.
Dokładnie się wytarłam i przebrałam się w ciemną koszulkę z napisem "British army", oczywiście ukradzioną dla mojego brata, oraz czarne bawełniane spodenki. Ciemne włosy zebrałam w kok na czubku głowy. Tak ubrana poszłam do salonu i czekałam na pizzę. Byłam strasznie zmęczona po dyżurze.
Od wydarzeń z pod fabryki minęło sześc lat, Ja jestem rezydentką na chirurgii w Londyńskim szpitalu, Lukas starszym sierżantem w Brytyjskiej armii, a Will ma piękną płytę nagrobną na cmentarzu w Coventry. Starałam się nie wracać do tego. Jakoś mi się udawało do tej pory. Wszystko przez tę dziewczynę. Dzisiaj trafiła do szpitala dziewczyna postrzelona tak samo jak Will. W brzuch i klatkę piersiową. Umarła mi na stole.
Lucas od dwóch miesięcy jest w wojsku. Często rozmawiamy przesz Skype. Ja od miesiąca chodzę na uczelnię. Bardzo się z tego cieszę. Z Will'em dzieje się coś niedobrego. Podejrzewam najgorsze. Chciałam wierzyć, że to tylko moje wyobraźnia, ale co raz dostawałam nowe dowody. Mój chłopak zrobił się nadpobudliwy, ciągle był rozdrażniony, a nawet agresywny.
Siedziałam na swoim łóżku i płakałam po kolejnej kłótni. Z dnia na dzień bałam się go coraz bardziej. Drzwi mojego pokoju się otworzyły. William podszedł do łóżka, na którym siedziałam. Przerażona przesunęłam się w sam kont.
- Maleńka przepraszam- powiedział cicho.
- Will zwykłe przepraszam nie pomoże. To znowu się dzieje.
- Co takiego?
- Nie udawaj. Ja to widzę. Ty znowu bierzesz. Jesteś taki sam jak wtedy.
- Przepraszam- powiedział i wyszedł.
Przytuliłam się do poduszki i zaniosłam się jeszcze głośniejszym płaczem. To wszystko było nie tak.
GRUDZIEŃ
Od dwóch miesięcy nie maiłam żadnych wiadomości od Williama. Starałam się funkcjonować normalnie. Właśnie wracałam ze świątecznych zakupów. kiedy rozdzwoniła się moja komórka. Byłam pewna, że to Lucas bo czekał na mnie w domu. Zdziwiona przez kilka chwil wpatrywałam się w zdjęcie i imię na ekranie. Drżącymi palcami odebrałam telefon.
- Will- powiedziałam.
- Jeżeli chcesz jeszcze zobaczyć swojego kochasia to przyjdź za godzinę do starej fabryki przy cmentarzu- usłyszałam nieznajomy szorstki głos.
Lucas zaparkowała przy cmentarzu. Uparł się, że pojedzie ze mną. Powoli szliśmy w stronę fabryki. Byliśmy już praktycznie na miejscu kiedy znowu zadzwoniła moja komórka.
- Naciesz się jego widokiem.- Tylko tyle powiedział zanim się rozłączył.
Spojrzałam w kierunku fabryki i zobaczyłam Willa. Zaczęłam biec. Przed fabryką pojawił się jeszcze ktoś. Usłyszałam strzał. Chciałam biec jeszcze szybciej, ale Luc złapała mnie w tali i trzymał. Próbowałam się wyrwać. Krzyczałam i biłam go pięściami.
- Puść mnie!!- Usłyszałam kolejny strzał, a później odjeżdżający samochód.
Uścisk Lucasa się rozluźnił. Wyrwałam się i pobiegłam w tamtą stronę. Leżał na ziemi. Krew plamiła na szkarłatno śnieg. Klęczałam na ziemi próbując zatamować krwotok. Podniósł dłoń i dotknął mojego policzka zostawiając na nim ślad krwi.
- Mój anioł- powiedział słabo. Chciałem z tego wyjść. Dać nam jeszcze jedną szansę.
- Będą miliony szans.
- Nie będzie. To przegrana sprawa.
- Nic ci nie będzie. Zaraz przyjedzie karetka.
- Kocham cię.
Zamknął oczy, a jego klatka piersiowa unosiła się coraz wolniej. Dłoń, która ciągle dotykała mojego policzka bezwładnie opadła na zimny śnieg.
- Will nie możesz mi tego zrobić- powiedziałam uciskając jego klatkę piersiową.
Przyjechała karetka. Lucas siłą odciągnął mnie od ukochanego. Patrzyłam jak sanitariusze wykonują te sam czynności co ja przed chwilą.
Nie wiem jakim sposobem wróciłam do domu i jak znalazłam się pod prysznicem. Nie wiedziałam co się dzieje wokół mnie. Patrzyłam jak krew wraz z wodą spływa po moim ciele
Otworzyłam oczy i spojrzała na swoje nagie ciało, nie było na nim ani śladu krwi. Zakręciłam gorąca wodę i wyszłam z kabiny. Owinęłam się ręcznikiem.
- Jasmine miałaś do tego nie wracać- powiedziałam do siebie.- To było dawno. Nie wracaj do tego piekła.
Dokładnie się wytarłam i przebrałam się w ciemną koszulkę z napisem "British army", oczywiście ukradzioną dla mojego brata, oraz czarne bawełniane spodenki. Ciemne włosy zebrałam w kok na czubku głowy. Tak ubrana poszłam do salonu i czekałam na pizzę. Byłam strasznie zmęczona po dyżurze.
Od wydarzeń z pod fabryki minęło sześc lat, Ja jestem rezydentką na chirurgii w Londyńskim szpitalu, Lukas starszym sierżantem w Brytyjskiej armii, a Will ma piękną płytę nagrobną na cmentarzu w Coventry. Starałam się nie wracać do tego. Jakoś mi się udawało do tej pory. Wszystko przez tę dziewczynę. Dzisiaj trafiła do szpitala dziewczyna postrzelona tak samo jak Will. W brzuch i klatkę piersiową. Umarła mi na stole.
Macie tu kolejny rozdział. Następny dodam dopiero gdzieś za tydzień bo odwiedzam ciocię, później mam chrzciny i mam ograniczony dostęp do komputera. Tu nie ma wifi ;(. Dość tego mazania się. Mile widziane komentarze i do następnego.
świetne to. Wiem, że nie długo będzie Lou:D Czekam na cd
OdpowiedzUsuńsuper rozdział:D czekam na nn - patrysia
OdpowiedzUsuńSmuuuutno:(
OdpowiedzUsuń