wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 2 "...Nie biorę..."


Jasmine
Spojrzałam na swoje odbicie i uśmiechnęłam się zadowolona. Różowa sukienka, do kolan, bez ramiączek z czarnym paskiem i czerwone szpilki. Nakręciłam sobie włosy i teraz układały się drobnymi loczkami wokół głowy. Wzięłam swoją torebkę i poszłam do pokoju Lucasa. Usłyszałam strzęp rozmowy.
- Mam jeszcze dwa miesiące.
- Na co?- zapytałam wchodząc. Żaden nie raczył mi odpowiedzieć.- Lucas na co masz dwa miesiące?- powtórzyłam pytanie.
- Jas nie wkurzaj się tylko. Zaciągnąłem się do wojska. Za dwa miesiące wyjeżdżam.
Czułam jak świat usuwa mi się spod nóg. Zamknęłam oczy i czekałam, aż któryś z nich wybuchnie śmiechem i powie, że to durny żart. Nic takiego się nie zdarzyło.
- Do wojska- powtórzyłam.- Dlaczego? Czemu chcesz mnie zostawić?
- Nie zostawia cię malutka.
- Przestań!! Wiesz dokładnie z czym się to wiąże. Misje, wojny. Zginiesz tak jak rodzice. Zostawisz mnie samą- powiedziałam ze łzami w oczach.- Nie zależy ci na mnie.
- Zależy. Jasmine jesteś moją siostrzyczką.
- To proszę cię zrezygnuj.
- Nie mogę. Jas nie powiesz mi, że nie myślałaś o wyjeździe do Somalii po skończeniu medycyny. Chcesz pracować w szpitalu rodziców i tam pomagać. Ja też chcę komuś pomóc.
- Nawet za cenę własnego życia?
- Nawet.  Jasmine proszę zrozum mnie.
- Nie mogę- warknęłam i wyszłam.
Zbiegłam po schodach naszego domu i później przez podjazd. Chodnikiem szłam w stronę cmentarza. Objęłam się ramionami bo było mi zimno. Nie miałam zamiaru zawracać. Dotarłam do celu. Patrzyłam na marmurowy nagrobek, na którym były wyryte imiona rodziców. Przypomniała sobie, przez jakie piekło prześlijmy z Lucasem od momentu, w którym dowiedzieliśmy się o porwaniu. Ciągłe siedzenie przy telefonie w nadziei, że telefon zadzwoni.
William
- Musiałeś zacząć ten temat- warknął na mnie zdenerwowany Lucas.
- Było powiedzieć jej wcześniej. Porozmawiać jak zastanawiałeś się, a nie po fakcie. Nie byłaby taka wściekła.
- A ty tak mówisz jej wszystko?- zapytał.
- Tak.
- A o ostatniej imprezie? Powiedziałeś jej że wziąłeś ekstazy?
- Nie- powiedziałam cicho.- To była jedna tabletka.
Lucas zaśmiał się głośno.
- Will, dla ciebie to była aż jedna tabletka- powiedział.
- O co ci znowu chodzi? Tak brałem kiedyś, ale nie mam zamiaru wrócić. Wyszedłem z tego.
- Wyszedłeś, wiem o tym. Możesz też wpaść z powrotem i nie wiem co na to Jas. Ona drugi raz nie będzie chciała tego przechodzić.
- Nie będzie musiała- podszedłem do niego. Dłonie zacisnąłem w pięści i ostatkami sił powstrzymywałem się, żeby mu nie przywalić.
- Jesteś rozdrażniony i masz masę energii.
- Nie biorę. Lepiej zajmij się swoimi sprawami, a nie pilnowaniem mnie.
Z oparcia krzesła wziąłem moją marynarkę i wyszedłem trzaskając drzwiami. Przeczesałem dłonią włosy, wyjąłem papierosa i poszedłem na cmentarz. Tam na pewno znajdę Jasmine. Nie myliłem się. Siedziała na ławce, naprzeciwko grobu swoich rodziców, trzęsąc się z zimna. Zdjąłem marynarkę, podszedłem do niej i okryłem jej nagie ramiona.
- Znowu paliłeś- powiedziała po cichu.
- To zostało z mojego starego życia. Nie umiem rzucić.
- Nawet dla mnie?
- Próbuję, ciągle próbuję kochanie. Jasmine nie bądź na niego zła.
- Nie jestem. Po prostu się boję o niego.
Spojrzała na mnie dużymi niebieskimi oczami. Czarne smugi miała na policzkach. Usiadłem obok i mocno ją przytuliłem. Ona była całym moim światem. Chciałem ochronić ją przed całym złem tego świata i nie tylko ja.
- Na bal jest już za późno, ale może gorąca czekolada u mnie?
- A bitą śmietanę masz?- zapytała delikatnie uśmiechając się.
- Tak. Co to za czekolada bez bitej śmietany.
Trzymając się za ręce poszliśmy do mnie. Mama siedziała w salonie i oglądała telewizje. Druga najważniejsza kobieta w moim życiu.
- Cześć dzieciaki.
- Dobry wieczór. Will ja pójdę do łazienki.
- Wiesz gdzie jest.
Dziewczyna przelotnie musnęła moje usta i poszła korytarzem do łazienki. Mama spojrzała na mnie pytająco. Zamiast odpowiedzieć poszedłem do kuchni robić gorącą czekoladę. Rodzicielka nie dała za wygraną i poszła za mną.
- Co się stało Jas?
- Luc powiedział jej, że idzie do wojska. Trochę się pokłócili- odpowiedziałem.
- Jednak nie zmienił?
- Nie zmienił- odpowiedziałem.
Do kuchni weszła Jasmine. Włosy zebrała w kucyk, na policzkach nie został nawet najmniejszy ślad czarnych smug. Uśmiechała się delikatnie. Boże jak ja kocham tą dziewczynę.
- Dzieciaki może wy głodni jesteście?- zapytała mama, a uśmiech mojej dziewczyny zrobił się szerszy.
- Czyta mi pani w myślach.
- Skarbie ile razy mam powtarzać ci, żebyś mówiła mi po imieniu.
- Nie mogę się przyzwyczaić Marii.
- Odgrzeję wam obiad.
Dziesięć minut później siedzieliśmy przy stole i jedliśmy kurczaka. Po zjedzonym posiłku poszliśmy do mnie do pokoju. Jas siedziała na łóżku z kubkiem gorącej czekolady w ręku. Usiadłem obok niej i palcem starłem odrobinę bitej śmietany z jej ust.
- Słodka jesteś- powiedziałem.
- To przez bitą śmietanę- stwierdziła poważnie.
Oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem. Przybliżyła się do mnie i najpierw patrząc mi w oczy delikatnie pocałowała. Odwzajemniłem pocałunek sadzając ją sobie na kolanach. Jęknąłem kiedy pogłębiła pieszczotę. Odsunąłem ją od siebie i spojrzałem w niebieskie oczy pociemniałe z pożądania.
- Nie chcę, żeby robiła coś, bo jesteś wkurzona na Lucasa.
- Nie robię tego ze względu na niego tylko dlatego, że cię kocham.
Połączyłem nasze usta w pocałunku, najpierw tylko delikatnie ich dotykając. Ułożyłem dziewczynę pod sobą i coraz zachłanniej ją całowałem. Jas zaczęła odpinać guziki mojej koszuli. Teraz ona górowała. Siedziała na mnie okrakiem i dłońmi badała mój tors.
Jasmine
Obudziłam się wtulona w nagą pierś Williama. Uśmiechałam się na samo wspomnienie wczorajszej nocy. Nie mogąc się powstrzymać podniosłam się na łokciach i tylko delikatnie musnęłam jego usta.  Will złapał moją twarz w swoje dłonie i pogłębił nasz pocałunek.
- Nie masz jeszcze dość?- zapytałam śmiejąc się.
- Ciebie kochanie. Nigdy- pocałował mnie jeszcze raz.
- Muszę do łazienki- powiedziałam odrywając się od niego.
- Ja cię nie trzymam.
Wyplątałam się z jego objęć i wstałam z łóżka. Z ziemi podniosłam jego koszulę i założyłam ją na siebie. Zapinając drobne guziczki wyszłam z jego pokoju. Na palcach przemierzałam korytarz, ale musiałam wpaść na jego tatę.
- Dzień dobry Jasmine- powiedział.
- Dzień dobry panu- przywitałam się. Mężczyzna spojrzał na mnie lekko zdziwiony, Na moją twarz wpłyną rumienić, miał on prawo być zdziwiony, na sobie miałam tylko koszulę jego syna.
- Noc musiała być udana- powiedział i odszedł.
Szybko pobiegłam do łazienki, żeby przypadkiem nie spotkać jeszcze jego mamy. Zrobiłam to co musiałam. Opłukałam twarz i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Włosy miałam roztrzepane przez palce Willa, oczy się śmiały, a na ustach miałam głupawy uśmiech. Winna o ostatniej nocy malowała się na mojej twarzy, ale jak tu się nie szczerzyć jak głupia, kiedy przeżyłam najwspanialszą noc w życiu. Opłukałam jeszcze raz twarz i wróciłam do pokoju Willa.
- Spotkałam twojego tatę-powiedziałam.
- No i co?
- Will spójrz na mnie.
- Ciągle patrzę i nadal się zachwycam-  stwierdził.
- William, właśnie ubrana tylko w twoją koszulę, z tą piękną fryzurą spotkałam twojego tatę. Stwierdził, że noc musiała być udana.
- Miał rację- chodź tu do mnie.- wyciągnął w moim kierunku rękę. Złapałam ją i usiadłam na łóżku.- Jesteśmy dorośli i to była kwestia czasu.
- To zabrzmiało jakbyś chciał zaciągnąć mnie do łóżka.
- Nadal mam taką ochotę- stwierdził z uśmiechem.
- Will.
- No co? To nie moja wina, że tak na mnie działasz. Jesteś najpiękniejsza- powiedział między pocałunkami.
- Dobra dość tego, schodźcie na śniadanie.- Za drzwiami usłyszeliśmy najpierw pukanie, później głos Marii.
- Za chwilę mamo.
Wstałam z łóżka i z jednej z szuflad wyjęłam swoją sukienkę. Jak dobrze, że zostawiłam tutaj parę rzeczy. Z ciuchami poszłam z powrotem do łazienki. Wzięłam prysznic ubrałam się w białą koronkową sukienkę z czarnym paskiem. Jak zeszłam na dół w jadalni był już Will i to całkowicie ubrany.
- Co powiesz na spacer?- zapytał.
- Daj dziewczynie zjeść. Wymęczyłeś ją w nocy i nie dasz spokojnie zjeść śniadania.- Czułam jak moja twarz czerwienieje. Usiadłam przy stole obok Willa.
- Spacer to dobry pomysł- powiedziałam nakładając sobie kanapkę na talerz.
- Ja tylko takie mam.
- Ależ ty jesteś skromny.- Walnęłam go w ramię.
Po śniadaniu najpierw pozmywaliśmy, później poszliśmy na spacer do lasu. Will wziął aparat. Nie darował i zrobił mi kilka zdjęć.  Doszliśmy nad nasze jeziorko. Usiedliśmy na pomoście i w milczeniu patrzyliśmy na kaczki.
- Jas są wakacje i może pojechalibyśmy na jakiś biwak?
- Dobre.  To super pomysł. Może tam gdzie byliśmy w tamtym roku.
- We dwoje, czy we troje?
- Możemy wziąć, ze sobą Luca- zgodziłam się niechętnie.
- Nadal jesteś na niego zła.
- Tylko troszeczkę. Niedługo mi przejdzie.
Znowu siedzieliśmy w milczeniu, żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Nogi moczyłam w wodzie. Siedzieliśmy tak dopóki nie złapał nas deszcz.




No i w końcu mam internet. Chyba na dobre mi to wyszło. Może oprócz tej piątkowej imprezy. Dobra ja się zamykam. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

4 komentarze:

  1. no fajny rozdział ;) Ja bym się ze wstydu spaliła ale dobra. ;) czekam na cd

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdział ;) czekam na next - patrysia

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy next?
    Bo tak czekam i czekam :)
    Nie mogę się doczekać bo to jest super!!! /Patka

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany na prawdę długo mnie nie było. Rozdział świetny! :)

    OdpowiedzUsuń