Jasmine
Spojrzałam na swoje
odbicie i uśmiechnęłam się zadowolona. Różowa sukienka, do kolan, bez ramiączek
z czarnym paskiem i czerwone szpilki. Nakręciłam sobie włosy i teraz układały
się drobnymi loczkami wokół głowy. Wzięłam swoją torebkę i poszłam do pokoju
Lucasa. Usłyszałam strzęp rozmowy.
- Mam jeszcze dwa
miesiące.
- Na co?- zapytałam
wchodząc. Żaden nie raczył mi odpowiedzieć.- Lucas na co masz dwa miesiące?-
powtórzyłam pytanie.
- Jas nie wkurzaj się
tylko. Zaciągnąłem się do wojska. Za dwa miesiące wyjeżdżam.
Czułam jak świat usuwa
mi się spod nóg. Zamknęłam oczy i czekałam, aż któryś z nich wybuchnie śmiechem
i powie, że to durny żart. Nic takiego się nie zdarzyło.
- Do wojska-
powtórzyłam.- Dlaczego? Czemu chcesz mnie zostawić?
- Nie zostawia cię
malutka.
- Przestań!! Wiesz
dokładnie z czym się to wiąże. Misje, wojny. Zginiesz tak jak rodzice.
Zostawisz mnie samą- powiedziałam ze łzami w oczach.- Nie zależy ci na mnie.
- Zależy. Jasmine
jesteś moją siostrzyczką.
- To proszę cię
zrezygnuj.
- Nie mogę. Jas nie
powiesz mi, że nie myślałaś o wyjeździe do Somalii po skończeniu medycyny.
Chcesz pracować w szpitalu rodziców i tam pomagać. Ja też chcę komuś pomóc.
- Nawet za cenę
własnego życia?
- Nawet. Jasmine proszę zrozum mnie.
- Nie mogę- warknęłam
i wyszłam.
Zbiegłam po schodach
naszego domu i później przez podjazd. Chodnikiem szłam w stronę cmentarza.
Objęłam się ramionami bo było mi zimno. Nie miałam zamiaru zawracać. Dotarłam
do celu. Patrzyłam na marmurowy nagrobek, na którym były wyryte imiona
rodziców. Przypomniała sobie, przez jakie piekło prześlijmy z Lucasem od
momentu, w którym dowiedzieliśmy się o porwaniu. Ciągłe siedzenie przy
telefonie w nadziei, że telefon zadzwoni.
William
- Musiałeś zacząć ten
temat- warknął na mnie zdenerwowany Lucas.
- Było powiedzieć jej
wcześniej. Porozmawiać jak zastanawiałeś się, a nie po fakcie. Nie byłaby taka
wściekła.
- A ty tak mówisz jej
wszystko?- zapytał.
- Tak.
- A o ostatniej
imprezie? Powiedziałeś jej że wziąłeś ekstazy?
- Nie- powiedziałam
cicho.- To była jedna tabletka.
Lucas zaśmiał się
głośno.
- Will, dla ciebie to
była aż jedna tabletka- powiedział.
- O co ci znowu
chodzi? Tak brałem kiedyś, ale nie mam zamiaru wrócić. Wyszedłem z tego.
- Wyszedłeś, wiem o
tym. Możesz też wpaść z powrotem i nie wiem co na to Jas. Ona drugi raz nie
będzie chciała tego przechodzić.
- Nie będzie musiała-
podszedłem do niego. Dłonie zacisnąłem w pięści i ostatkami sił powstrzymywałem
się, żeby mu nie przywalić.
- Jesteś rozdrażniony
i masz masę energii.
- Nie biorę. Lepiej
zajmij się swoimi sprawami, a nie pilnowaniem mnie.
Z oparcia krzesła
wziąłem moją marynarkę i wyszedłem trzaskając drzwiami. Przeczesałem dłonią
włosy, wyjąłem papierosa i poszedłem na cmentarz. Tam na pewno znajdę Jasmine.
Nie myliłem się. Siedziała na ławce, naprzeciwko grobu swoich rodziców, trzęsąc
się z zimna. Zdjąłem marynarkę, podszedłem do niej i okryłem jej nagie ramiona.
- Znowu paliłeś-
powiedziała po cichu.
- To zostało z mojego
starego życia. Nie umiem rzucić.
- Nawet dla mnie?
- Próbuję, ciągle
próbuję kochanie. Jasmine nie bądź na niego zła.
- Nie jestem. Po
prostu się boję o niego.
Spojrzała na mnie
dużymi niebieskimi oczami. Czarne smugi miała na policzkach. Usiadłem obok i
mocno ją przytuliłem. Ona była całym moim światem. Chciałem ochronić ją przed
całym złem tego świata i nie tylko ja.
- Na bal jest już za
późno, ale może gorąca czekolada u mnie?
- A bitą śmietanę
masz?- zapytała delikatnie uśmiechając się.
- Tak. Co to za
czekolada bez bitej śmietany.
Trzymając się za ręce
poszliśmy do mnie. Mama siedziała w salonie i oglądała telewizje. Druga
najważniejsza kobieta w moim życiu.
- Cześć dzieciaki.
- Dobry wieczór. Will
ja pójdę do łazienki.
- Wiesz gdzie jest.
Dziewczyna przelotnie
musnęła moje usta i poszła korytarzem do łazienki. Mama spojrzała na mnie
pytająco. Zamiast odpowiedzieć poszedłem do kuchni robić gorącą czekoladę.
Rodzicielka nie dała za wygraną i poszła za mną.
- Co się stało Jas?
- Luc powiedział jej,
że idzie do wojska. Trochę się pokłócili- odpowiedziałem.
- Jednak nie zmienił?
- Nie zmienił-
odpowiedziałem.
Do kuchni weszła
Jasmine. Włosy zebrała w kucyk, na policzkach nie został nawet najmniejszy ślad
czarnych smug. Uśmiechała się delikatnie. Boże jak ja kocham tą dziewczynę.
- Dzieciaki może wy
głodni jesteście?- zapytała mama, a uśmiech mojej dziewczyny zrobił się
szerszy.
- Czyta mi pani w
myślach.
- Skarbie ile razy mam
powtarzać ci, żebyś mówiła mi po imieniu.
- Nie mogę się
przyzwyczaić Marii.
- Odgrzeję wam obiad.
Dziesięć minut później
siedzieliśmy przy stole i jedliśmy kurczaka. Po zjedzonym posiłku poszliśmy do
mnie do pokoju. Jas siedziała na łóżku z kubkiem gorącej czekolady w ręku.
Usiadłem obok niej i palcem starłem odrobinę bitej śmietany z jej ust.
- Słodka jesteś-
powiedziałem.
- To przez bitą
śmietanę- stwierdziła poważnie.
Oboje wybuchliśmy
głośnym śmiechem. Przybliżyła się do mnie i najpierw patrząc mi w oczy
delikatnie pocałowała. Odwzajemniłem pocałunek sadzając ją sobie na kolanach.
Jęknąłem kiedy pogłębiła pieszczotę. Odsunąłem ją od siebie i spojrzałem w
niebieskie oczy pociemniałe z pożądania.
- Nie chcę, żeby
robiła coś, bo jesteś wkurzona na Lucasa.
- Nie robię tego ze
względu na niego tylko dlatego, że cię kocham.
Połączyłem nasze usta
w pocałunku, najpierw tylko delikatnie ich dotykając. Ułożyłem dziewczynę pod
sobą i coraz zachłanniej ją całowałem. Jas zaczęła odpinać guziki mojej
koszuli. Teraz ona górowała. Siedziała na mnie okrakiem i dłońmi badała mój
tors.
Jasmine
Obudziłam się wtulona
w nagą pierś Williama. Uśmiechałam się na samo wspomnienie wczorajszej nocy.
Nie mogąc się powstrzymać podniosłam się na łokciach i tylko delikatnie
musnęłam jego usta. Will złapał moją
twarz w swoje dłonie i pogłębił nasz pocałunek.
- Nie masz jeszcze
dość?- zapytałam śmiejąc się.
- Ciebie kochanie.
Nigdy- pocałował mnie jeszcze raz.
- Muszę do łazienki-
powiedziałam odrywając się od niego.
- Ja cię nie trzymam.
Wyplątałam się z jego
objęć i wstałam z łóżka. Z ziemi podniosłam jego koszulę i założyłam ją na
siebie. Zapinając drobne guziczki wyszłam z jego pokoju. Na palcach
przemierzałam korytarz, ale musiałam wpaść na jego tatę.
- Dzień dobry Jasmine-
powiedział.
- Dzień dobry panu-
przywitałam się. Mężczyzna spojrzał na mnie lekko zdziwiony, Na moją twarz
wpłyną rumienić, miał on prawo być zdziwiony, na sobie miałam tylko koszulę
jego syna.
- Noc musiała być
udana- powiedział i odszedł.
Szybko pobiegłam do
łazienki, żeby przypadkiem nie spotkać jeszcze jego mamy. Zrobiłam to co
musiałam. Opłukałam twarz i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Włosy miałam
roztrzepane przez palce Willa, oczy się śmiały, a na ustach miałam głupawy
uśmiech. Winna o ostatniej nocy malowała się na mojej twarzy, ale jak tu się
nie szczerzyć jak głupia, kiedy przeżyłam najwspanialszą noc w życiu. Opłukałam
jeszcze raz twarz i wróciłam do pokoju Willa.
- Spotkałam twojego
tatę-powiedziałam.
- No i co?
- Will spójrz na mnie.
- Ciągle patrzę i
nadal się zachwycam- stwierdził.
- William, właśnie
ubrana tylko w twoją koszulę, z tą piękną fryzurą spotkałam twojego tatę.
Stwierdził, że noc musiała być udana.
- Miał rację- chodź tu
do mnie.- wyciągnął w moim kierunku rękę. Złapałam ją i usiadłam na łóżku.-
Jesteśmy dorośli i to była kwestia czasu.
- To zabrzmiało jakbyś
chciał zaciągnąć mnie do łóżka.
- Nadal mam taką
ochotę- stwierdził z uśmiechem.
- Will.
- No co? To nie moja
wina, że tak na mnie działasz. Jesteś najpiękniejsza- powiedział między
pocałunkami.
- Dobra dość tego,
schodźcie na śniadanie.- Za drzwiami usłyszeliśmy najpierw pukanie, później
głos Marii.
- Za chwilę mamo.
Wstałam z łóżka i z
jednej z szuflad wyjęłam swoją sukienkę. Jak dobrze, że zostawiłam tutaj parę
rzeczy. Z ciuchami poszłam z powrotem do łazienki. Wzięłam prysznic ubrałam się
w białą koronkową sukienkę z czarnym paskiem. Jak zeszłam na dół w jadalni był
już Will i to całkowicie ubrany.
- Daj dziewczynie zjeść.
Wymęczyłeś ją w nocy i nie dasz spokojnie zjeść śniadania.- Czułam jak moja
twarz czerwienieje. Usiadłam przy stole obok Willa.
- Spacer to dobry
pomysł- powiedziałam nakładając sobie kanapkę na talerz.
- Ja tylko takie mam.
- Ależ ty jesteś
skromny.- Walnęłam go w ramię.
Po śniadaniu najpierw
pozmywaliśmy, później poszliśmy na spacer do lasu. Will wziął aparat. Nie
darował i zrobił mi kilka zdjęć.
Doszliśmy nad nasze jeziorko. Usiedliśmy na pomoście i w milczeniu
patrzyliśmy na kaczki.
- Jas są wakacje i
może pojechalibyśmy na jakiś biwak?
- Dobre. To super pomysł. Może tam gdzie byliśmy w
tamtym roku.
- We dwoje, czy we
troje?
- Możemy wziąć, ze
sobą Luca- zgodziłam się niechętnie.
- Nadal jesteś na
niego zła.
- Tylko troszeczkę.
Niedługo mi przejdzie.
Znowu siedzieliśmy w
milczeniu, żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Nogi moczyłam w wodzie.
Siedzieliśmy tak dopóki nie złapał nas deszcz.
No i w końcu mam internet. Chyba na dobre mi to wyszło. Może oprócz tej piątkowej imprezy. Dobra ja się zamykam. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.