sobota, 7 września 2013

Rozdział 8 "... Jedna kawa..."

Dwa tygodnie później
Louis
    Nie mogłem zapomnieć, o tych smutnych niebieskich oczach, o pięknym uśmiechu na jej ustach, o brzmieniu jej głosu. To było śmieszne, przecież ja tylko raz z nią rozmawiałem. Harry zawiózł mnie do szpitala. Grzecznie nosiłem ten durny, mało wygodny kołnierz przez całe dwa tygodnie. Szyja, która bolała mnie od jakiegoś czasu, przestała boleć. Siedziałem w poczekalni i czekałem aż pojawi się pani doktor Jasmine Black. W końcu ją zobaczyłem. Szła smutna i bawiła się wisiorkiem na swojej szyji.
- Dzień dobry pani doktorko- powiedziałem podchodząc do niej. Wisiorek był para nieśmiertelników. Spojrzałam na mnie i lekko się uśmiechnęła.
- Widzę, że pana nigdy nie opuszcza dobry humor.
- Święta nie długo. Jak tu się nie cieszyć.
- Zapraszam do gabinetu. Zobaczymy czy z pana szyją lepiej.
    Zrobiła mi jakieś tam badanie i powiedziała, że jestem zdrowy. Zdjęła kołnierz i pożegnała.
- Pani doktorko- krzyknąłem za nią.
- Tak.- Odwróciła się do mnie.
- Da się pani wyciągnąć na kawę.
- Może innym razem- powiedziała z uśmiechem.
- Będę próbować.
Jasmine
Nie wiedziałam, że Louis mówił na poważnie. Co dziennie przez ostatnie dwa tygodnie, próbował zaprosić mnie na kawę. Miałam tylko dzisiaj dyżur na rano. Jakoś wszyscy uparli zapraszać mnie gdzieś. Nowy chirurg też próbował mnie gdzieś zaprosić. Właśnie próbowałam się ładnie wymigać, kiedy zobaczyłam Louisa.
- Nie mogę z tobą nigdzie wyjść bo jestem umówiona.- Z daleka pomachałam dla Louisa. Lepsza kawa z nim, niż z tym staruchem. Szybko się pożegnałam i pobiegłam w stronę chłopaka.- Ratujesz mi życie.
- Czyli jednak pójdziesz ze mną na kawę.
- Tylko jedna kawa.
    Siedzieliśmy w małej kawiarence i popijaliśmy gorącą czekoladę. Przy nim uśmiech nie schodził mi z twarzy. Odprowadził mnie do domu. Nawet dorobiłam się jego numeru telefonu. 
    Sylwestra planowałam spędzić sama w domu, przy wini i dobrym filmie. Louis mi na to nie pozwolił. Stałam w bieliźnie w swoim pokoju. Dłonią przejechałam po białym materiale. Dawno tak się nie ubierałam. Założyłam białą sukienkę na jedno ramie i czarne szpilki. Dobrałam do tego biżuterie i gotowa czekałam na Louisa. Miał po mnie przyjechać.
Lucas
    Razem z moim podwładnym ukrywaliśmy się w ruinach jakiegoś domu. Był młodszy ode mnie o jakieś dwa lata. Ranny w nogę za daleko nie mógł nigdzie iść. Od jakiegoś miesiąca się ukrywamy po takich domach. Dzisiaj Nowy Rok. Tęskniłem za moją siostrą. Z kieszeni mundury wyjąłem jej zdjęcie. Uśmiechała się do mnie z fotografii
- Dziewczyna?- zapytał Matt.
- Młodsza siostra. Obiecałem jej, że wrócę.- Pierwszy raz dopuściłem do siebie myśl, że mogę zginąć.
- Ja mam żonę. Jest w trzecim miesiącu ciąży.- Matt podniósł się na rękach do pozycji siedzącej.- Panie sierżancie mam prośbę. Jak zginę mógłbyś czasem zobaczyć co u nich. Mieszkają w Londynie.
- Nie zginiesz. Dowiozę cię w jednym kawałku.
- Nie oszukujmy się. Umrę tutaj. Proszę mi obiecać.
- Obiecuję.
    Z kieszeni wyjął kawałek papieru i długopis. Zapisał coś i podał mi go. Okazało się, że to fotografia pięknej blondynki. W chwili kiedy do moich rąk trafiła fotografia usłyszeliśmy samolot. Obaj wiedzieliśmy, że zaraz obaj zginiemy.
- Uciekaj. Obiecałeś siostrze, że wrócisz.
    Nie chciałem go posłuchać. Nigdy nie zostawiłem żadnego żołnierza. Jeszcze raz spojrzałem na fotografię. Świst spadającej bomby. Biegłem ile sił w nogach. Z oddali widziałem ogień, a później dym.
- Zaopiekuję się nimi- powiedziałem.


Tan wyszedł mi krótszy, ale mam nadzieję, że się wam podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.